Powrót na matę po „pandemii” COVID-19

Refleksje i ocena sytuacji

Mija pół roku (treningi zawiesiłem, jak wielu z nas, w połowie marca). Im dłużej to trwa, tym większa jest wiedza. Na dzisiaj można śmiało powiedzieć, że nie było to zagrożenie na poziomie „hiszpanki”, kiedy zachorowało 1/3 populacji świata, a najniższe szacunkowe dane śmiertelności to 20 milionów. Mamy też, nie tak stary, „incydent” w postaci „świńskiej grypy” – swego czasu Polska była jednym z niewielu krajów europejskich, które nie zakupiły szczepionki. Gdzie dzisiaj jest „świńska grypa”?

Obecnie nie mamy do czynienia ani z pandemią, ani z epidemią. Media napompowały histerię. Czas pokazał, że 80% ludzi przechodzi zarażenie bezobjawowo, a poważne stany dotyczą osób starszych i z innymi przewlekłymi schorzeniami („choroby współistniejące”). Wiele polemik było na płaszczyźnie porównania śmiertelności grypy sezonowej a koronowirusa. Jeśli śmiertelność grypy można ocenić na 1% to koronawirus ma 3.5 %. Tu jednak są wątpliwości. Skoro śmiertelność jest wyższa, to czemu na koronawirusa zmarło mniej osób niż na grypę (porównując do corocznej średniej)? A gdzie są zachorowania tegoroczne grypy? Są uzasadnione podejrzenia, że wiele osób przeszło „kowida” nawet nie wiedząc o tym. Wielu też „odchorowało w domu”, nie chcąc mieć kłopotów z sanepidem, policją. Zatajając fakt choroby po prostu. To wszystko zawyża rzeczywistą liczbę zarażonych, a tym samym zbija wskaźnik śmiertelności do poziomu nawet poniżej grypy.

Na dzisiaj uważam, że zagrożenie owszem jest, ale ewentualna szczepionka będzie równie skuteczna jak szczepionka na grypę. Uważam, że niestety każdy wcześniej czy później zetknie się z koronawirusem. Kwarantanna, ograniczenia w funkcjonowaniu gospodarki itp. wypłaszczyły wykres krzywej zachorowań, ale skoro nie nabywa się po przejściu choroby odporności…. trzeba wrócić do normalności.

Jak widzę wprowadzanie zajęć Aikido na powrót w szkołach?

Rozbiłem to na dwa podstawowe problemy i podaję jak ja widzę rozwiązanie.

Odkażanie sali i mat

Dla mnie to jest bezsens. Co to daje, skoro po wyjściu z takiej sali cała reszta powierzchni po której chodzimy jest niezdezynfekowana. Niby w czym ma mi pomóc dezynfekcja podłogi, skoro za chwilę złapię za klamkę w sklepie spożywczym, która dzisiaj dotykało kilkaset osób? Niby w czym sport w odległości ma być lepszy niż aikidockie „łapanie się za ręce” skoro dwie drużyny graja tą samą, jedną piłką? Albo pływanie we wspólnym basenie – wirus rozpuszcza się w wodzie? Poza tym ćwiczymy na matach, a więc swojej powierzchni. Wirus na powierzchni „żyje” kilka godzin, po 2 dniach można znaleźć ślady na poziomie laboratoryjnym, zbyt małym żeby spowodować zarażenie. Skoro zajęcia mamy na przykład we wtorki i piątki to jest 3 dni odstępu. Więc maty po zajęciach nie wymagają dezynfekcji. Bo są wolne od koronawirusa w momencie wzięcia ich do użycia.

Zarażanie się między sobą

Rozwiązanie widzę następujące:

  • każdy przed salą ma mierzoną temperaturę termometrem bezprzewodowym
  • jeśli temperatura jest w porządku, daję mu żel dezynfekujący na ręce i może wejść na salę
  • każdy ćwiczy w parze z tą samą, przypisaną dla siebie osobą, nie ma zmian w parach
  • jeśli ktoś nie czuje się bezpiecznie przy kontakcie z matą może ćwiczyć w skarpetach, są nawet skarpety z podeszwą antypoślizgową, tam nic przez podeszwę nie przejdzie
  • przedstawiam to rodzicom, ci co zgadzają się na takie warunki podpisują oświadczenia o treści:
    „Zgadzam się na udział syna/córki w zajęciach Aikido. Uważam że użyte środki bezpieczeństwa są wystarczające. ”
  • trzeba też podnieść opłatę za udział w zajęciach o kwotę na zakup termometru i żelu dezynfekującego
  • jeżeli rodzic nie wyraża zgody to nie przysyła dziecka na zajęcia, to nie są zajęcia obowiązkowe

Jest zapewne ryzyko, że w przypadku zachorowania będzie zwalana wina na instruktora Aikido. Że dziecko zaraziło się akurat na Aikido – to jest bzdura. Zarazić się można wszędzie dotykając te same przedmioty co zarażony tuż po nim, czyli np. w autobusie, dotykając towar w sklepie itd. Przecież te dzieci mają kontakt ze sobą pozą szkołą normalnie, tworzenie innych warunków niż przebywają przez cały pozostały pozalekcyjny czas jest robieniem przedstawienia.

Jeżeli na salę wchodzą osoby bez objawów koronawirusa, dezynfekują ręce i ćwiczą w stałych parach – to jak ma niby przenosić się to zarażenie? Ktoś zatai chorobę, zbije sobie gorączkę i będzie podchodził do każdego z osobna żeby go obkaszleć? Nie brzmi to spiskowo? Apeluję o rozsądek. Środki powinny być adekwatne do sytuacji. Mamy do czynienia z zarażeniem przypominającym zarażenie grypą, więc powinniśmy się zachowywać jakby wśród nas były osobę chore na grypę. I temu mają służyć środki bezpieczeństwa – wykluczeniu osób, które mają objawy, oraz zminimalizowaniu możliwości zarażenia. Ale bez absurdów typu maseczki (które ograniczają tylko możliwość zakażenia innych, a nie są ochroną), czy odkażanie podłogi w sali.

Dodaj komentarz